Waldek z Londynu

Niedawno skończyłem 31 lat, w styczniu będę miał 4 lata trzeźwości i cieszę się, że mogę podzielić się moimi doświadczeniami związanymi z piciem i powrotem do rzeczywistości. W moim dzieciństwie zaistniało kilka ważnych czynników, które - jak się okazało później okazało – miały wpływ na mój alkoholizm.

 

Od małego czułem się trochę wyobcowany. Powodem tego być może było to, że mój ojciec pił, może nie aż tak ostro i drastycznie, ale pił. Uczucie lęku, wstydu i wyobcowania towarzyszyło mi od najmłodszych lat. Była we mnie taka wewnętrzna pustka, świat wokół mnie miał jakiś sposób na życie, a ja nie. Czułem, że wszyscy wiedzą co robić, jak robić, żeby lepiej żyć – a ja tego nie miałem, nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Powoli zaczął mnie ten świat przytłaczać, uciekałem w jakieś fantazje, miałem wymyślonych przyjaciół. Mieszkam na uboczu Krynicy Zdroju i często uciekałem do lasu na spacery, gdzie wyobrażałem sobie, że jestem kimś innym. To uczucie towarzyszyło mi przez całą podstawówkę.

 

Ojciec prowadził nas mocną ręką, po prostu często mnie bił. Do 12-13 roku życia regularnie dostawałem lanie – to mnie utwierdzało w przekonaniu, że coś ze mną jest nie tak, że być może nie jestem tym, kim powinienem być. W wieku 14-15 lat spotkałem na swojej drodze alkohol. Szybko wypełnił mi tę pustkę, poczułem się dobrze, odważniejszy, bardziej śmiały do ludzi, wiedziałem co mam powiedzieć. Miałem dużą potrzebę akceptacji, a że byłem łobuzem – bo nim byłem – często ładowałem się w kłopoty. Trzymałem się chłopaków, którzy też byli łobuzami i jak zrobiłem coś złego, to oni poklepywali mnie po plecach. Miałem wtedy poczucie przynależności do czegoś. Rozwijało się to bardzo mocno. Z początku było bardzo niewinne upijanie się, ale wiedziałem, że alkohol zmieniał mnie i to mi się podobało.

 

Na początku alkohol wcale mi nie smakował, ale jego efekty bardzo mnie pociągały. Alkohol coś mi dawał, załatwiał, byłem kimś innym. Później było Liceum, pierwsze dziewczyny, pierwsze miłości, dyskoteki i zabawy. Aby mieć odwagę musiałem być napity. Łapałem się później na tym, że przed spotkaniem z przyjaciółmi wypijałem trzy piwa i na takim humorku dokonywaliśmy „arcydzieł”. Jednak musiałem być już wcześniej na wyższych obrotach. Picie alkoholu wydawało mi się stanem normalnym, bo wszyscy robili to samo – jak mi się wówczas wydawało. Takie też wzorce wyniosłem z domu, od ojca i starszego brata.

 

W Liceum pojawiły się też narkotyki, po amfetaminie byłem bardzo pobudzony, a z reguły byłem spokojnym człowiekiem. Jednak zawsze potrzebowałem jakiegoś kopa do działania. Po amfetaminie miałem poczucie, że lepiej pracuję, że lepiej się uczę, mogłem więcej wypić i dłużej nie spać. Po skończeniu Liceum był czas iść na studia. Studia zawaliłem, bo na kacu poszedłem na egzamin – wyszedłem z pustą kartką. Całkowita kompromitacja.

 

Potem zacząłem studiować zaocznie, pracowałem w Krakowie, a studiowałem w Nowym Sączu. Nie dało się tego pogodzić ze względu na picie i imprezowanie, w końcu też je odpuściłem. Zacząłem zauważać, że nie potrafię na trzeźwo zrobić prostych czynności. Przed załatwieniem pewnych spraw w banku, na poczcie musiałem sobie wcześniej wypić dwie setki. Alkohol powoli stawał się koniecznością, a przestawał być luksusem na który mogłem sobie pozwolić, jak za dawnych dobrych lat. Generalnie była to droga w dół, nic się nie zmieniało na lepsze. Miałem kłopoty finansowe, firmy windykacyjne mnie nawiedzały, bo nie płaciłem za telefony. Bezsilność wobec życia objawiała się coraz bardziej, a wszystkie moje działania coraz bardziej kręciły się wokół picia.

 

Z nadziejami na nowe życie, na życie bez alkoholu, wyjechałem do Anglii do pracy. Przez jakiś czas udawało mi się zatrzymać, spowolnić i zachować pozory, że wszystko jest OK. Później i tak to zaczęło wychodzić na jaw. Często jechałem do pracy na rauszu i z wielkim niepokojem wyczekiwałem przerwy, żeby się napić, a później doczekać końca. W końcu wieczór był mój, wreszcie mogłem się rozluźnić i do woli napić. Na początku pracowałem ze szwagrem i skrzętnie korzystałem z tego faktu, czasem rano nie byłem w stanie wstać i po prostu komunikowałem mu, że dzisiaj nie jadę. Potem przyszedł czas ciągów. Zaczynałem w piątki, a kończyłem w niedzielę, poniedziałek – we wtorki jeszcze mną telepało i wreszcie w środy bywałem już OK. Trwało to trzy lata. Zmarnotrawiłem ten czas, nie doszedłem do niczego, a przecież tam w Anglii miało być lepiej, inaczej.

 

Kiedy przyjeżdżałem do Polski z tą odrobiną co mi zostawała, przepijałem to z kolegami, chciałem kolegom zaimponować. Pamiętam mój zjazd do domu na  święta, czułem już wtedy moje dno. Odbyła się rozmowa z rodzicami. Tak z perspektywy widzę, ż to rodzice zainterweniowali. Wspólnie się dogadali, jeszcze w Sylwestra zabalowałem, ale już 02.01.2010 rodzice usiedli przed mną i stwierdzili, że tak dłużej być nie może. Jestem przekonany, że Siła Wyższa tak zadziałała i podpowiedziała mi, że od tamtej chwili miałem służyć mojej Sile Wyższej. Ze względu zmasowany i jednolity front ze strony rodziców zabrakło mi argumentów, żeby się z tego wykaraskać. Wszystkie pozory, które stwarzałem opadły i nie miałem już się czym bronić. Musiałem wtedy przyznać, że mam problem, a rodzice podsunęli mi od razu rozwiązanie w postaci terapii odwykowej.

 

Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniliśmy do ośrodka i na drugi dzień o 10.00 byłem już w ośrodku. Był to prywatny Ośrodek Odwykowy. Przed terapią w noc poprzedzającą wyjazd, taksówkarz załatwił mi flaszkę i to był ostatni alkohol jaki wypiłem. Terapia kosztowała dużo, 300 zł. za jeden dzień – czyli 9tyś. za miesiąc. Ośrodek był w Krakowie. Tam po raz pierwszy na grupie, choć jeszcze trochę zakręcony, powiedziałem, przyznałem się do tego, że mam problem z alkoholem, że nie radzę sobie z życiem. Byłem w grupie 8 osób i zacząłem mówić. Po raz pierwszy poczułem, że robię coś dobrego, to tam na terapii dowiedziałem się, że nie jestem złym człowiekiem, tylko chorym. Cały czas miałem w głowie, że alkoholizm to choroba egoizmu i egocentryzmu, to mi poszło w użalanie się nad sobą, a w tym byłem zawsze super.

 

Tam zauważyłem, że tak naprawdę nie jestem do niczego, że nie jestem do kitu, że to były objawy mojej choroby. Była to terapia na kształt 30 dniowej amerykańskich rehabów. Prowadził to człowiek, który trzeźwiał w Kanadzie i w USA w stylu amerykańskim. Trafiłem na dobrego terapeutę, który kładł duży nacisk na duchowość, a nie tylko na wiedzę typowo terapeutyczną. Terapia była oparta na modelu Minesota – tylko Kroki i duchowość. Raz w tygodniu, w czwartki był mityng AA. Spędziliśmy w Zakopanym z całą grupą wspaniałe 2 tygodnie, mieliśmy tam codziennie zajęcia.

 

Po tych 30 dniach zobaczyłem, że jest wyjście, jest sposób, że da się żyć i coś z tym zrobić. Tam się przekonałem, że tylko ode mnie zależało, czy się napiję czy nie. Po miesiącu powróciłem do Londynu, znalazłem tam polskojęzyczne grupy AA i tam zacząłem chodzić na mityngi. Wziąłem służbę na grupie i chodziłem 1-2 razy w tygodniu na mityngi i to mnie uratowało przed zapiciem. Moje życie się zmieniało, pracę miałem tę samą, mieszkałem w tym samym miejscu i z tymi samymi ludźmi i udawało mi się nie pić. Bywało ciężko, wpadałem w różne obsesje, ale mityngi zawsze mnie ratowały. Miałem wtedy pierwszego początkowego sponsora – Polaka, który nie pił kilka lat. Mieliśmy taki sam zawód, razem pracowaliśmy, trzymaliśmy się razem, łączyły nas interesy, wyjeżdżaliśmy na weekendy, dużo rozmawialiśmy i razem chodziliśmy na mityngi. Bywało, że w kryzysowej sytuacji to telefon do niego mnie ratował i to mi pomagało. Chodziłem na mityngi w Londynie i nie piłem 1,5 roku, ale tak naprawdę widziałem w sobie dużo cech, których nie rozumiałem na tamten czas.

 

Byłem spięty, cały czas miałem w sobie lęk i niepokój, czułem go pod skórą, był zawsze obecny. Ciągle się starałem sam siebie kontrolować – miałem takiego sierżanta w głowie, który ciągle mi mówił „weź to, nie rób tego, wstań, usiądź, nie mów po angielsku, mów po polsku. Była to taka pralka, myśli mi cały czas w głowie wirowały. Czułem, że rozwiązanie jest tu, na mityngach, zrozumiałem, że muszę mieć sponsora i pracować na Krokach. Poprosiłem Sławka o sponsorowanie, był on na programie Anonimowych Narkomanów – był on uzależniony od alkoholu i narkotyków. Jeszcze w szkole miałem częste przygody z narkotykami, ćpałem dużo i często zamiennie używałem obydwu substancji i alkoholu i narkotyków. Sławek poprosił mnie abym poszedł na mityng AN i ewentualnie wyraził chęć pracy na programie Anonimowych Narkomanów, który praktycznie jest taki sam jak dla alkoholików. Wyraziłem zgodę.

 

Zaczęliśmy pracować na programie AN. W Anglii stosowana jest forma pytań i na każde pytanie miałem odpowiedzieć trzema przykładami. Zacząłem pisać  i czytać –  mi zajęło to 1,5 roku, doszedłem do Kroku Czwartego. Krok ten napisałem w Polsce, ale po powrocie do Anglii mój sponsor powiedział mi, że tego Kroku nie przyjmie, bo w międzyczasie znalazł sobie brytyjskiego sponsora, a on mu zasugerował, żeby wstrzymał pracę ze wszystkimi swoimi podopiecznymi - mój dotychczasowy sponsor zamierzał podjąć program od początku. W międzyczasie zdecydowałem się chodzić na mityngi angielskojęzyczne. W ciągu trzech lat mój angielski poprawił się znacznie, wcześniej bywałem na mityngach angielskojęzycznych, ale nie rozumiałem zbyt wiele, czułem się inny. Jednak zauważyłem, że Anglicy, których spotykałem na mityngach funkcjonowali podobnie do mnie i trapiły ich podobne problemy.

 

Okoliczności oczywiście były inne, język był inny, ale wspólny problem nas zjednoczył. Później tak się zadziało, że mój sponsor doszedł do IV Kroku i jego sponsor zaproponował mi pomoc w pracy nad Krokiem IV. Zgodziłem się. Był młodym człowiekiem, imponował mi spokojem, który chciałem mieć. Ciekaw byłem tego programu. Ważne było dla mnie to, że on miał swojego sponsora, który też miał swojego sponsora itd. To do mnie przemówiło, bo jeśli mój sponsor nie będzie wiedział co zrobić z jakimś problemem, to zwróci się do swojego sponsora, ten do swojego itd. Mogło się zdarzyć i tak, że w ciągu jednej godziny moim problemem mogłoby się zająć np. 6 osób. To masa doświadczeń, długich lat doświadczeń. Zapytał mnie czy jestem gotów zrobić wszystko, aby wyzdrowieć. Wiedziałem, że to działa, widziałem tych ludzi – szczęśliwych, zadowolonych i zachowujących się „zdrowo”.

 

Nie chciałem, aby moje zdrowienie przebiegało byle jak. W tym momencie wręczył mi sugestie, które też dostał od swojego sponsora. Miałem je sumiennie wykonywać przez dwa tygodnie. Dopiero po tym okresie, kiedy sponsor zobaczył moją gotowość do pracy zaczęła się praca na książce. Sugestie miały być swego rodzaju testem do dalszej pracy na programie z książką.  Jeśli sponsor nie był zadowolony z sugestii wykonywanej przez podopiecznego nie było możliwości dalszej pracy ze sponsorem.  Sześć podstawowych sugestii, które miałem wykonywać codziennie. W pierwszej sugestii miałem codziennie rano na kolanach powierzyć się swojej Sile Wyższej  i miałem poprosić Ją o trzeźwość, ale nie dla siebie, ale dla kogoś innego, dla innego alkoholika.

 

Miałem być pomocny jego rodzinie i w ogóle społeczeństwu, w którym się poruszam, abym był w ogóle użyteczny dla świata. Wieczorem miałem podziękować Sile Wyższej za to, że utrzymałem się w trzeźwości przez 24 godziny. Druga sugestia to medytacja. Miałem codziennie czytać „Tylko dziś”. Wieczorem miałem napisać listę wdzięczności, czyli za co jestem po prostu wdzięczny mej Sile Wyższej. Np. że mam pracę, że Bóg obdarzył mnie talentami, że mogę taką pracę wykonywać, że mam gdzie spać, co jeść, że mam przyjaciół i rodzinę, Wspólnotę AA, mam możliwości pracy na programie i za to wszystko mogę Bogu podziękować. Skupiam się na tym co mam, a nie na tym czego nie mam. Trzecia sugestia to sponsor. Codziennie rano miałem do sponsora dzwonić, to on mi ustalał mi godzinę, o której miałem dzwonić, było to akurat o 8.45.

 

Pytania były proste –„Co u ciebie słychać, jaki masz plan na dzisiejszy dzień, pytał czy pojawiły się u mnie jakieś urazy, wrogość, czy byłem poprzedniego dnia uczciwy, czy może egoistyczny. Czy pojawił się u mnie lęk itp. – jeżeli pojawiła się u mnie któraś z tych sytuacji, od razu na bieżąco ją omawialiśmy. Do IV Kroku spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu W trakcie wyżej wymienionych sugestii musiałem codziennie czytać Wielką Księgę, przynajmniej jedną stronę dziennie – miało mi to pokazać, że program działa, że wszystkie te elementy są użyteczne w programie zdrowienia, dając mi nadzieję na dobre życie.

 

Taki jest model sponsorowania w Wielkiej Brytanii,  spotkałem się z tym na londyńskich grupach AA, ale tak jest wszędzie na Wyspach Brytyjskich. Są to mityngi pt. „How it works” (Jak to działa). I oczywiście służba – jest bardzo ważnym czynnikiem od samego początku. Wybrałem sobie dwie grupy macierzyste (home grups), z grup, które mi podał sponsor i miałem wziąć służbę na każdej z nich. Na początek coś prostego np. witający przy drzwiach, ustawienie sali, albo robienie kawy i herbaty. Przyjąłem za swoje dwie grupy – jedną polskojęzyczną i jedną angielskojęzyczną i tam miałem służby. Od Kroku I miałem być w ciągu tygodnia na 5 mityngach. Tak więc chodziłem na 3 mityngi angielskojęzyczne i na 2 polskojęzyczne.

 

W międzyczasie miałem zdobyć nr telefonu do nowoprzybyłych, nowicjuszy i miałem do nich dzwonić. W ciągu dnia miałem dzwonić przynajmniej do 2 nowicjuszy, do ludzi, którzy byli niżej w pracy na Krokach ode mnie. Gdy mi to sponsor nakazał powiedziałem mu, że nie mam takich znajomych. Usłyszałem tylko krótkie – to idź na mityng, poznaj ich i zdobądź ich nr telefonów. Miałem zapytać co u nich, poprosić o wspólne pójście na mityng, zapytać, czy chce pogadać – wszystko jedno czy miał być to Polak czy Brytyjczyk. Od tamtej pory chodziłem na mityngi i wyszukiwałem nowicjuszy i brałem od nich nr telefonu. I dzwoniłem do nich, było to dla mnie takie przełamywanie lęku, przełamywanie obsesji na swoim punkcie, przełamywanie wstydu.  Ale było to dla mnie trudne, miałem dzwonić do obcego chlopa i co on sobie o mnie pomyśli. Później nowicjusze dzielili się na mityngu doświadczeniem, że dzień wcześniej kilka osób brało wzięło od nich nr tel. i następnego dnia miał tyle samo telefonów. Przyznawali, że na początku, kiedy było im tak źle, było to dla nich potężne wsparcie, pomocny kop, aby przyjść znowu na mityng. Jest to bardzo ważne i mocne narzędzie wspierania nowicjuszy. Jeśli zdenerwuję się na kogoś albo mam urazę miałem pomodlić się za tego człowieka. W Wielkiej Księdze wyraźnie pisze „Panie, obdarz tego człowieka tym, czego sam bym chciał dla samego siebie.” Albo „Daj mi Panie cierpliwość dla mojego dla mojego chorego kolegi.” Jeśli ktoś bez przyczyny zrobił mi coś złego, to najwyraźniej jest chory, tak samo jak ja . Od sponsora dowiedziałem się, że od samego początku mogę stosować X Krok i na bieżąco pozbywać się uraz. Pokazał mi jak to się robi. Czyli tak jak w WK pisze robię tabelkę, a w niej osoba, sytuacja - na co miała wpływ – na moje ambicje, samopoczucie, czy na moje zabezpieczenie finansowe, czy na moje relacje osobiste lub seksualne. Zawsze na jedną z tych 5 sfer miała wpływ ta uraza.

 

Później wypisywałem wady charakteru, które pojawiły się u mnie. Zestaw 14 wad charakteru podał mi mój sponsor. Jeżeli któraś z tych wad pojawiała się u mnie to ją pisałem. Później w następnej tabelce pisałem jaka była rzeczywistość w danej sytuacji, bo najczęściej przyczyną była moja chora głowa, a po określeniu tej cechy jaka jest prawda. Było to po prostu takie użalanie się nad sobą  Poprzez te tabelki próbowałem spojrzeć z boku jaki jest mój udział w tej urazie.

 

Przekonałem się, że to moje wady charakteru determinują ten uraz. Żeby nie łapać ich więcej, po prostu musiałem się pozbywać na bieżąco. Było to dla mnie duże odkrycie. Wcześniej pielęgnowałem w sobie urazy. Wtedy kiedy już nie piłem pracowałem ze szwagrem w Anglii, później przejął on firmę – miałem do niego głęboką urazę. Rano wstawałem tak nakręcony, że żyć mi się nie chciało. Znowu będzie mi mówił co mam robić, więcej zarabia, do pracy jeździ samochodem, a ja metrem. Teraz czytając swoją listę wdzięczności z poprzedniego dnia, widzę za co mogę być wdzięczny.

 

Na pierwszym spotkaniu po sugestiach sponsor otworzył książkę AA na dwóch czystych stronach w końcu książki i powiedział mi, pokazując puste strony, że tyle wiem na temat alkoholizmu, czyli nic. Od trzech lat nie piję, pracowałem na programie do IV Kroku, służby, mityngi – delikatnie mówiąc byłem zdziwiony. Wiem, że nie była to jego złośliwość, chciał mi tylko pokazać, że do pracy na programie potrzebne są  trzy rzeczy – uczciwość, otwarty umysł i gotowość. Uczciwość w stosunku do samego siebie i sponsora, bo trudno, żebym próbował go oszukiwać i udawał coś przed nim.

 

Otwarty umysł, żebym nie negował tego co on mówi przez pryzmat tego co wiem. Czysta kartka oznacza gotowość do słuchania – nieważne co do tej pory robiłeś, czy byłeś na terapii i co tam doświadczyłeś. Jeśli chcesz mieć, to co ja mam, to robimy to po mojemu. Zgodziłem się – pan mówi, uczeń słucha. Poprzez zastosowanie wcześniejszych sugestii pokazałem, że jestem gotowy. Na samym początku przedstawił mi istotę mojej choroby, opowiedział mi o pustce, którą i ja sam czułem, a o której pisze dr Silkworth w „Opinii lekarza”. O tym, że bez alkoholu jestem niespokojny, skory do gniewu i rozgoryczony, dopóki się nie napiję, wpadając jednocześnie w mentalną obsesję.

 

Wierząc jednocześnie, że alkohol coś mi załatwi, że będzie inaczej. A kiedy sięgałem po ten pierwszy kieliszek uruchamiała się we mnie alergia. Dowiedziałem się, że moja choroba jest chorobą duszy, że mam dziurę w duszy – a skoro tak – to potrzebuję duchowego rozwiązania. Tym rozwiązaniem, które on mi zaproponował to 4 S i M – czyli sponsor, Kroki, serwis (służba), sugestie i mityngi. Jeżeli robię mityngi to mam 20% programu AA, jeżeli robię mityngi i sugestie to już jest 40%, jeżeli do tego mam służbę jest już 60%, jeżeli robię Kroki to mam 80% programu i jeśli do tego mam sponsora to oznacza 100%. My mówimy, że jest to pełny pakiet obrony przed pierwszym kieliszkiem. Jeśli to wszystko robię, to on mi gwarantuje, że się nie napiję.

 

Mój sponsor powiedział mi, że jeśli to nie zadziała to mogę mu skopać tyłek. W ten sposób objaśnił mi istotę mojej choroby. Henk, mój sponsor doprowadził mnie do IX Kroku. W tej chwili mam już nowego sponsora, który nie pije od ...7 miesięcy, przeszedł program wcześniej ode mnie. Jest to mój trzeci sponsor. Mój sposób postrzegania programu  i relacje z ludźmi bardzo się zmieniły. Wiedziałem, że potrzebuję sponsora, który przeprowadzi mnie przez Kroki 10-12, które są taką kontynuacją, sposobem na życie. Być może na ten czas nie potrzebuję już takiego doświadczonego sponsora. Poza tym, Henk, mój poprzedni sponsor jest blisko mnie, to, że przestał pracować ze mną, wcale nie oznacza, że nie będzie mi służył w dalszym ciągu swoim doświadczeniem. Mam też przyjaciół, którzy pracują z Brytyjczykami na programie i z każdym z nich mogę porozmawiać. Potrzebowałem tego sponsora do życia, sponsora, który będzie moją drugą głową obok mojej, który mnie zdyscyplinuje, czasem powstrzyma, który mi pokaże, że źle robię. On jest starszy ode mnie o trzy lata, ale wykonujemy ten sam zawód i ten sam program – pochodną poprzedniego sponsora Henka.

 

Henek był sponsorem Josza, Josz był sponsorem Tadeusza, a Tadeusz sponsorem Jakuba, mojego obecnego sponsora. Zresztą Henk mi go zasugerował. Otwarcie mówimy, kto jest czyim sponsorem, Wszystko jest jawne, otwarte i ludzie mówią o swoich podopiecznych na spikerkach. Mówią wprost, że jego sponsor siedzi tu na sali, albo, że sponsor mojego sponsora też tu jest. Jest to naturalne, nie ma to nic innego z chwaleniem się. Czasem nawet wymieniamy się doświadczeniami, że ten lepiej sobie radzi, a ten gorzej, oczywiście nie mówiąc o szczegółach. Wymieniamy się po prostu doświadczeniami podpowiada, sugeruje i to jest takie budujące.

 

Kiedy zaczęliśmy pracę z książką Anonimowi Alkoholicy (Wielka Księga), on czytał, a ja podkreślałem najważniejsze elementy, zwracał mi uwagę na pewne rzeczy – on czytał, a ja słuchałem. Chodziło o to, żebym nie skupiał się na czytaniu tylko na treści. Robiliśmy to od przedmowy, a ja podkreślałem ważne rzeczy – tak jak przedmowa mówi, że „jest to podstawowy tekst dla naszego kręgu i pomaga wielkiej liczbie alkoholików”. On mi dokładnie mówił, co mam podkreślać. Wyjaśnił mi, że to nie jest jego wymysł, tylko dostał to od swojego sponsora, ten od swojego itd. Chodzi o to, żeby wszystkie podkreślenia i komentarze robić na marginesach dokładnie tak samo, jak w jego książce, żeby nie przeinaczać tego przekazu. Ten sposób sponsorowania był stosowany z powodzeniem w Stanach Zjednoczonych w latach 30 i 40 ubiegłego wieku.

 

Nie są oni wcale ortodoksami, jak mogłoby się wydawać, ale trzymanie się ściśle tego tekstu, tej metody jest ważne, po to, żeby jak najmniej przeinaczać, jak najmniej brać obce elementy, bo skoro działało to w tamtych czasach, to czemu ma nie zadziałać w dzisiejszych czasach! Tak jak pisze Wielka Księga, ¾ alkoholików wyleczyło się tą metodą, a w tej chwili szacuje się, że tylko 3-6% ludzi, którzy trafiają na mityngi,  zdrowieje. Program 12 Kroków dostosowano do różnych potrzeb i stąd dużo innych naleciałości, dużo terapeutycznych elementów. To duża różnica, chodzi o to, żeby powrócić do źródeł, do braterstwa, do poświęcenia, sponsorowania, służby. Chodzi o to, żeby tego alkoholowego ego było jak najmniej i to staramy się przekazać swoim podopiecznym. Te podkreślenia są dla mnie, żebym wiedział o czym mówię, pracując z podopiecznym. Chodzi o to, żebym jak najlepiej poznał tekst z Wielkiej Księgi.

 

Pierwsze trzy rozdziały – „Opinia lekarza”, „Jest sposób”, „Więcej na temat alkoholizmu” – jest to Pierwszy Krok. Drugi i Trzeci Krok robimy z podopiecznym na jednej sesji i odnosi się do tego rozdział pt. „My niewierzący”. Trzy pierwsze Kroki w wielkim skrócie można podsumować w ten sposób -  ja nie mogę – on może – pozwolę mu. Pierwszy Krok (w tych trzech rozdziałach) pokazał mi, że jestem typem alkoholika, gdzie dr Jung stwierdził, że nie ma dla mnie lekarstwa, że potrzebne jest przebudzenie duchowe, co potwierdził dr Silkworth, słynny psychiatra.

 

Pokazał on tą fizyczną alergię na alkohol połączoną z mentalną obsesją. Sama wiedza o alkoholizmie nie gwarantuje mi zdrowienia, pokazują to przykłady wielu ludzi, którzy zapijali. Dr Silkworth pisze w swoim rozdziale, że „...z wieloma alkoholikami nie udaje się bowiem nawiązać normalnego, niezbędnego kontaktu na terapii”. Jest jedno wielkie zakłamanie u wielu alkoholików, z którymi nie można normalnie pracować. Terapia jest dobra – ja też byłem na terapii – ale terapia nie gwarantuje mi przebudzenia duchowego. Choroba jest duchowa i potrzebne są rozwiązania duchowe. Tak jak wspominałem wcześniej II i III Krok robimy na jednej sesji. Sponsor zapytał mnie jakie są moje przekonania religijne, jak się wyraża moja Siła Wyższa, jak ją widzę i jakie religijne miejsce jest dla mnie ważne. Zabrał mnie więc mój sponsor do Opactwa Benedyktynów, starej katedry w centrum Londynu. Tam w ciszy i samotności czytaliśmy II Krok (z WK) „My niewierzący” i w końcu doszliśmy do modlitwy z V rozdziału „Jak to działa” – „Boże, ofiaruję siebie Tobie, abyś mnie uformował i uczynił ze mną to, co będzie zgodne z Twoją wolą. Uwolnij mnie ode mnie samego, żebym mógł lepiej spełniać Twoją wolę. Oddal ode mnie trudności, aby zwycięstwo nad nimi mogło być świadectwem dla tych , którym pośpieszę z pomocą, czerpiąc z Twej Potęgi , Miłości i Twego Pojmowania Dróg Życia. Dopomóż mi, abym zawsze spełniał Twą wolę”.

 

To właśnie w tym dostojnym miejscu powierzyłem swoje życie mojemu Bogu, mojej Sile Wyższej. Przed odmówieniem tej modlitwy sponsor dał mi chwilę na zastanowienie się, uspokojenie, potem uklęknąłem z książką w ręku, stanął za mną, położył mi rękę na ramieniu i powiedział, że jeśli będę gotowy mam zacząć czytać ją na głos. Kiedy skończyłem, odczytał ją Henk i zostawił mnie samego w kościele. Tak wyglądał mój III Krok. Po odczytaniu i modlitwie w tym Opactwie coś się zmieniło, nie potrafię tego ująć, poczułem się lepiej. Przekonałem się, że znając ten tekst, tę książkę, to co Bill napisał, „...że mamy teraz nowego pracodawcę, nowego przewodnika, któremu mogę zaufać”, to jest, czego zawsze mi brakowało, ufności w coś większego i potężniejszego ode mnie. Do tego momentu miałem zupełnie inne wyobrażenie Boga, który za dobre uczynki wynagradzał, a za złe karze. Narobiłem wiele złego w swoim życiu, kiedy piłem i bałem się, że jestem stracony, że mnie pokaże, że skończę w piekle. Dlatego wtedy odrzuciłem wszelkie religie, bałem się chodzić do kościoła. Później przeszedłem do Kroku IV – robiłem to na podstawie tabelki, tak jak w Kroku X – robimy to generalnie dwoma sposobami, czyli pozbywam się uraz, tych, które na dzień dzisiejszy mnie dotykają, ale z przeszłości, czyli też i lęki, złość, wstyd, czy też sam siebie skrzywdziłem. 

 

Druga metoda polega na segregowaniu uraz latami tzn. urazy, które wystąpiły u mnie w ciągu pierwszych pięciu lat, dziesięciu, piętnastu itd. Metoda dobra, ale czasochłonna. A więc wypełniam tabelkę – są w niej trzy rubryki – w pierwszej osoba, w drugiej sytuacja, przyczyna, i w trzeciej na co miała wpływ. Te 5 rzeczy, wady charakteru, które się pojawiły i rzeczywistość jaka była?Na napisanie IV Kroku dostałem 3 tygodnie. Tyle samo czasu dostał mój sponsor i jego sponsor itd., powiedział, że jeśli nie wyrobię się w tym czasie to mam sobie szukać nowego sponsora. Wziąłem tydzień urlopu, w WK pisze, że jeśli zrobię wszystko, aby wytrzeźwieć i podpisać się pod tym to i mnie się uda. Sponsor dodawał mi otuchy, wierzył we mnie. Ten sposób sponsorowania jest naprawdę skuteczny, nie musiałem się aż tak męczyć. Czasem słyszałem opowieści o IV Kroku, że ludzie po 2-3 lata go pisali, ja pisałem ten Krok na przewodniku 8 miesięcy i była to prawdziwa katorga – męczyłem się w tych lękach i urazach. A w tym sposobie sponsorowania robiłem tabelkę w kilku sferach życia.

 

Przede wszystkim pisałem o swoich lękach, czego się boję. A lęki miałem różne – bałem się jechać samochodem, bałem się, że Program AA w moim przypadku nie zadziała, bałem się mówić po angielsku na mityngach, podchodzić do dziewczyn. A więc wypisuje wszystkie lęki, wypisałem wszystkie urazy do Boga, za to, że poszedłem na studia, że jestem zbyt niski, mam duży nos, że urodziłem się w takiej a nie innej rodzinie, że nie dostałem tyle miłości ile powinienem dostać – wszystkie urazy do Boga. Później urazy do instytucji i grup ludzi – czyli pracodawcy, pracownicy, wojsko, szkoła, szpitale, religia policja, księża, politycy, Polacy, Anglicy, AA, terapia – wszystko. Później były relacje osobiste i urazy w najbliższym otoczeniu – rodzina, matka, ojciec, rodzeństwo, przyjaciele, współpracownicy, urazy do samego siebie i na końcu relacje seksualne – partnerki i wszystkie moje relacje seksualne na tym polu. Po trzech tygodniach czytałem to wszystko sponsorowi. Umówiliśmy się na jedną sesję, trwało to kilka godzin.

 

Najpierw zacząłem czytać Anonimowych Alkoholików i kiedy dochodziłem do Kroku V – wtedy dopiero zaczynałem czytać swoje doświadczenia. Po kolei analizowaliśmy wszystkie moje wyznania, jeśli nie potrafiłem zobaczyć, dostrzec jaka była rzeczywistość tej sytuacji, to on mi pomagał to zobaczyć. Ale już wtedy Siła Wyższa obdarzyła mnie trzeźwym spojrzeniem – potrafiłem sam dostrzegać tę rzeczywistość przez pryzmat swoich wad. Zobaczyłem swoje wady, które się ujawniły, zobaczyłem, że to ja sam tak naprawdę determinowałem te sytuacje. Np. jeśli ktoś zrobił mi cos złego bez powodu, to być może wcześniej ja sam zrobiłem coś złego komuś innemu – a może ta osoba jest też chora tak jak i ja. W takiej sytuacji  po prostu odpuszczam. Po V Kroku, gdy się tym wszystkim podzieliłem poczułem ulgę. Potem zrobiłem VI Krok – wyraziłem gotowość pozbycia się tych wad. Sponsor zapytał mnie, czy jestem gotów prosić Boga., aby zabrał mi te wady charakteru. Po mojej pozytywnej odpowiedzi znowu poszliśmy do Opactwa Benedyktynów i tak samo uklęknąłem z książką w ręku.

 

Odczytałem tam modlitwę Kroku Siódmego – „Boże stwórco mój oddaję Ci w posiadanie to co jest we mnie dobre i złe, modlę się i błagam, abyś raczył usunąć ze mnie wszystkie braki charakteru – w tym momencie odczytałem wszystkie moje wady charakteru – pycha, duma, arogancja, poczucie ważności, samolubstwo, egocentryzm, egoizm, zazdrość, obżarstwo, lenistwo, użalanie się nad sobą, lubieżność, nietolerancja, niecierpliwość, nieuczciwość, próżność, plotkowanie – które przeszkadzają mi być użytecznym dla Ciebie i mych współbraci, udziel mi siły, abym od tej chwili czynił Twoją wolę. Przeczytał ją też mój sponsor i od tamtej pory te dwie modlitwy miałem stosować codziennie rano. Czyli w modlitwa III Kroku – mówiąca o powierzaniu się Bogu i modlitwa VII Kroku w której oddaję Mu te braki i te wady odmawiam codziennie rano. Był to Krok VII. Po tej sesji poczułem lekkość i świeżość, na początku to do mnie nie docierało, ale w końcu dotarło.

 

Było to uczucie ulgi, spadł mi ciężar z serca, mówią, że tak głęboka jest twoja choroba jak głębokie są twoje tajemnice. Od tej pory już nie miałem tajemnic. Te wydarzenia, te ciemnie zakamarki mojego życia przestały być ważne, bo ktoś już o nich wiedział, nie tylko ja sam. Jedna osoba na tym świecie to sprawiła. Później przeszliśmy do Kroku VIII. W Kroku IV miałem już listę osób, które skrzywdziłem, bo wypisałem ją w tym Kroku. Krok VIII robi się w formie tabelki, są w niej tylko 3 rubryki. W pierwszej jest osoba, miejsce, rzecz – osoba, którą skrzywdziłem lub co ukradłem, rzecz, którą zniszczyłem. Pod rzeczą miałem wypisać rodzaj wyrządzonej krzywdy. Mama – kradzież, podkreślić ją ołówkiem. Druga tabelka – krzywda – czyli z portfela wyciągałem regularnie swojej mamie pieniądze, w trakcie wszystkich lat uzbierało się około 5 tyś. złotych. I to jest ta realna krzywda. W trzeciej tabelce – sprawa bardzo ważna, „przejść milę w jej butach”, jak to Anglicy mówią – poczuj to, co poczułbyś, gdyby ktoś inny zrobił coś podobnego tobie. Miałem wtedy napisać co czułem.

 

Jeśli np. moje własne dziecko wyciągałoby mi z portfela moje pieniądze, które następnie przeznacza na narkotyki, alkohol, które mnie po prostu okradało i później mówiłoby mi prosto w oczy, że to nie on, a pewne by było, że to on – to co ja w tym momencie poczuję. A poczuję złość, nieuzasadnioną bezsilność itp. – do tego celu służyła mi jedyna rzecz, którą posługiwałem się z terapii, czyli paletą uczuć (wstyd, gniew, radość, ulgę itp.). Chodzi o to, żeby wtedy, kiedy mi brakuje odpowiednich przymiotników napisać jak najwięcej rodzajów tych uczuć. I ja to poczułem. Powiem szczerze, że VIII Krok był dla mnie „gorszym”, emocjonalnie mocniejszym niż Krok IV. Poczuć to co, ci ludzie czuli, gdy ja to złe rzeczy robiłem. Ojca, który prosił na kolanach, żebym już nie wychodził o trzeciej nad ranem, gdy szedłem taki naćpany pić – co on musiał czuć w tym momencie. Siostra, której ukradłem ze skarbonki 30 złotych, bratu, któremu ukradłem pieniądze z Komunii Świętej, za które się upiłem – co oni musieli w tym momencie czuć. Szwagier, który poręczył za mnie w pracy, a ja przyszedłem pijany. Poczułem to wszystko powtórnie, poczułem to osobiście. To był VIII Krok.

 

Naprawdę znalazłem w sobie gotowość do zadośćuczynienia tym wszystkim ludziom. Sposoby zadośćuczynienia były różne, ale to mój sponsor mi mówił w jaki sposób mam to zrobić. Czytałem mu po kolei daną krzywdę i uczucia jakie się wówczas we mnie pojawiły, a on mi mówił w jaki sposób mam to zrobić. Zasada była taka, że w stosunku do relacji osobistych miałem zadośćuczynić osobiście. I tak, jeśli ukradłem mamie 5 tyś. złotych i oddałem mamie te pieniądze to było to dopiero wyrównanie rachunków. A przecież mam zadośćuczynić, czyli oddać 2-3 razy tyle – to mam oddać mamie 10 tyś. złotych, czyli poniekąd z odsetkami za zwłokę. Z takich ciekawszych zadośćuczynień powrócę jeszcze raz do mamy. Przez wszystkie lata mojego picia mamie po prostu skradłem czas, bo setki razy czekała na mnie, nie spała całe noce, martwiła się  - i tego nie jestem w stanie oddać.

 

To, do czego ja teraz dążę, to spokój wewnętrzny i tak jak wcześniej powiedziałem, nie jestem teraz w stanie jej tego oddać, ale za to mogę jej teraz poświęcić swój czas. Teraz po tej Konferencji Służb Krajowych w Popowie (2010) jadę do swojego miasta, gdzie będę robił zadośćuczynienie rodzicom. Chcę im po prostu poświęcić czas, chcę być użytecznym, pomagać w różnych zajęciach domowych, ale nie pokazywać mamie czy ojcu, że to jest mój sposób na zadośćuczynienie za doznane krzywdy. Chcę to robić wszystko po cichu, bez zbędnych słów, chcę im poświęcić jak najwięcej czasu. Chcę być synem dla mamy i taty. Obecnie z nimi nie mieszkam i chciałbym im poświęcić jak najwięcej czasu. Z innych zadośćuczynień to Liceum w mojej miejscowości, a ściślej nauczyciele z tej szkoły.

 

W czasie mojej edukacji dla wielu nauczycieli byłem arogancki, byłem bardzo niewdzięcznym uczniem, często pyskowałem. Dopiero niedawno zrozumiałem, że to ich praca i mocno ich skrzywdziłem. Mój sponsor wymyślił, że mam się udać do swego Liceum i zorganizować tam pogadankę pod kątem AA dla uczniów z tej szkoły. Na początku wydawał mi się to poroniony pomysł – nie ma takiej opcji – Henk nie u mnie, mogę to zrobić wioskę dalej czy 30 km. Dalej, gdzie nikt mnie nie zna. A co z moja rodziną, która tam mieszka? A co z moją anonimowością? W końcu znalazłem w sobie tę gotowość. Szczęśliwym trafem okazało się, że w moim byłym Liceum moja przyjaciółka uczy w tej szkole. Zaprosiła mnie na swoją lekcję wychowawczą i teraz właśnie tam jadę. Część moich zadośćuczynień wykonałem już w Londynie, część miałem do dziewczyn czy osób z którymi miałem bliskie relacje. Do dziewczyn nie miałem robić tego osobiście, ale listownie, poprzez maila. Ale to mi się nie spodobało, bo myślałem, że teraz pójdę do nich – ale czym im zadośćuczynię? – Pewnie chciałem pokazać jaki jestem fajny i może wrócimy do siebie. Okazało się, że Henk ma inną wizje załatwienia takich spraw. Żaden kontakt osobisty!. Wysłałem maile do dziewczyn i tylko jedna dziewczyna mi odpisała, a reszta tylko podziękowała za przeprosiny, jednocześnie ciesząc się z moich zmian.

 

Co ważne w zadośćuczynieniu, ja przepraszam i jednocześnie proszę o wybaczenie, tym samym daję sobie okazję do pozbycia się urazy do mnie. Nie wszyscy się odezwali, ale zrobiłem co w mojej mocy, a co oni z tym zrobią – to już Siła Wyższa zdecyduje. Każde takie zadośćuczynienie to mój powrót do życia , do społeczeństwa. Wychodząc z mityngów czyli z miejsca dla mnie bezpiecznego poza AA, idę do nich na ich warunkach i tam się obracam. To jest mój powrót do społeczeństwa. Uczucie wyobcowania znane mi z dzieciństwa powoli mija. Na Programie AA zacząłem też naprawiać sprawy z dzieciństwa. Pewnego razu idąc ulicami Londynu poczułem wolność, prawdziwą wolność – szedłem zatłoczona ulicą i czułem satysfakcję i radość, czułem się częścią tego miasta, tego społeczeństwa, czułem, że jestem po prostu OK. Zacząłem się dobrze czuć we własnej skórze. Przekonałem się, że Program AA – Program 12 Kroków jest skuteczny i kuloodporny, że jest doskonały. Program prosty, ale niełatwy. A Program wyraża się przede wszystkim w działaniu. Czytanie samemu Wielkiej Księgi, czytanie Kroków i nie robienie niczego to powrót do starego. Nie osiągnąłbym niczego bez Boga, sponsora i Programu !2 Kroków.

 

Najważniejszą sprawą jest nawiązanie więzi z Siłą Wyższą, zaufać jej, dać się prowadzić, pozbywać się lęków. W Krokach 4-10 sprzątam swoje mieszkanie, przeszłość, relacje z samym sobą, innymi i porządkuję to wszystko, w Kroku XI podtrzymuję więź z Bogiem, a w następnym niosę posłanie AA. Mam kilku swoich podopiecznych – zacząłem sponsorować innym, gdy byłem w połowie VIII Kroku. Co mi daje sponsorowanie? – Gdy robiłem Program z Henkiem do stałem 25%, a z podopiecznymi 75%. Od samego początku jestem nastawiony na pomaganie innym, a chodzi o to, że by pozbyć się egocentryzmu, a uwagę skupić na innych. Czuję, że teraz jestem prawym człowiekiem, Bóg przywrócił mi rozsądek. Waldek Alkohlik.