Friend of Bill W., czyli o Przynależności do AA

 

Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia. Przyzwyczaiłem się patrzeć na tę Tradycję pod kątem przyjmowania Nowego do naszej Wspólnoty. Lubię zobaczyć tak wyraziste słowo, jak PRAGNIENIE, które tyle niesie dla mnie znaczeń, tyle mówi o marzeniach, o głębokiej, z trzewi wydobytej sile, pragnieniu podniesionemu do rangi życiowego „być albo nie być”, co w przypadku moim, alkoholika znaczy „pić albo nie pić” a dalej - „żyć albo nie żyć”. I ważne dla mnie jest to, że ta Tradycja nie stawia ŻADNYCH wymagań poza czyimś osobistym, własnym, intymnym pragnieniem, by wstąpić do AA. Stąd właśnie mam takie zdanie o zadawaniu pytań nowoprzybyłemu, czy chce przestać pić, że są to pytania wykoślawiające sens AA, będące zaprzeczeniem pełnej dobrowolności. Każdy sam powinien o tym rozstrzygać, we własnym sumieniu, czy czuje się AA, czy chce być z nami we Wspólnocie Ducha. Ale dzisiaj, poza spojrzeniem na te kwestie „zadawania pytań”, rodem z gorącej inwentury na grupie, postawiłem sobie inne pytanie.

 

Co dla mnie znaczy PRZYNALEŻNOŚĆ do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików  ??? Z doświadczenia wiem, że puste deklaracje zawsze należały do moich specjalności  – jak świetnie coś odtrąbić, ogłosić, pochwalić się, zabłyszczeć, sypnąć „fiakrowi w oczy specjalną broszką”, jak pisał Gałczyński, „by zauroczyć dorożkarza z dorożką”. Trudniej było zawsze po prostu coś rzetelnie zrobić, świadczyć własnymi uczynkami, a nie deklaracjami, o tym, co jest dla mnie ważne. - Kocham swoją żonę – mówiłem na przykład często w barze, przy kielichu. I kiedyś, jedna barmanka, w Irish Pubie przy Tamce, zapytała mnie – „Co ty gadasz, jak to „kochasz swoją żonę”?! Przecież jest czwarta nad ranem, a ty tu siedzisz nad piątym guinessem! Jakbyś kochał żonę, to byś był w domu!” Ależ ona miała rację, ta barmanka. Obraziłem się wtedy na nią, bo miała tę cholerną rację. Ze mną tak ciągle było – puste słowa, zamiast uczynków. Z moim stosunkiem do AA może tu być podobnie.

 

Mogę wszem i wobec deklarować swoją PRZYNALEŻNOŚĆ do AA, a nawet swoją miłość do Wspólnoty. Lecz pytanie brzmi, czy te moje opowieści o wielkiej miłości nie leżą znowu w tej samej sferze, co opowiadania przy kielichu o miłości do żony? Moja miłość do rodziny najlepiej się przejawia, gdy na przykład obieram ziemniaki. Używając obierania ziemniaków, jako metafory, mogę zapytać sam siebie – czy ja w AA „obieram ziemniaki”? Czy tylko gadam, jak bardzo to AA kocham? Bo prawda jest taka, że w AA też można „obierać ziemniaki” - czyli zabrać się za służbę i zacząć własną pracą dorzucać coś do wspólnego kotła. Zatem stawiam sam sobie pytanie – PRZYNALEŻNOŚĆ DO AA – jak ja ją teraz realizuję poprzez uczynki? To pytanie powinienem sobie postawić zawsze wtedy, gdy przychodzi wrzucić coś do kapelusza na mityngu, a mi ręka zaczyna się wahać w okolicach portfela. Pieniądze wrzucane do kapelusza to też moja PRZYNALEŻNOŚĆ. Co jeszcze? Uczestnictwo.

 

Bycie na warsztatach, spotkaniach rady regionu, na konferencji regionalnej. Moja przynależność to czytanie literatury. I może łatwiej byłoby mi zadbać o własną aktywność, gdybym tak porządnie przypomniał sobie ból i cierpienie związane z piciem. Gdybym tak znowu dostał w d.... I gdybym znowu tak bardzo zapragnął przestać pić. Chyba łatwiej wtedy o wyrzeczenia. Tradycja Trzecia nie jest tylko dla nowoprzybyłych. Jest także dla mnie. Bym pamiętał, że jedynym warunkiem przynależności jest pragnienie zaprzestania picia, a zatem w uzyskaną przynależność muszę ciągle dbać, bym nie musiał wracać do początku. By już więcej nie pragnąć zaprzestawać pić. Warto bym zadał sobie takie pytanie – Czy jest we mnie PRAGNIENIE BYCIA TRZEŻWYM? A jeśli odpowiedź brzmi TAK, to za tym idzie kolejne pytanie – co zatem robię, by zachować tę swoją PRZYNALEŻNOŚĆ do AA? By o nią dbać? Niektórzy mówią, że głupio jest mówić o byciu członkiem AA. To pewnie wynik wielu lat komunizmu i jak najgorszych skojarzeń z „członkostwem”. Szkoda. Ja się np. czuję członkiem mojej rodziny.

 

Czuję się też członkiem AA. Przynależę do Wspólnoty, a nie tylko jestem uczestnikiem. Uczestniczę czasem w różnych wydarzeniach, zlotach, uczestniczę w przedsięwzięciach artystycznych, uczestniczę w pokazach sztucznych ogni, w piknikach, w wyjazdach narciarskich. A jeśli chodzi o AA, to mówię wyraźnie – JESTEM CZŁONKIEM AA, nie uczestnikiem. Jako członek AA poczuwam się do wrzucania kasy do kapelusza, chociaż te datki nie są obowiązkowe. Dla mnie samego stają się obowiązkowe, bo to ja sam zdecydowałem o mojej PRZYNALEŻNOŚCI do AA, zgodnie z Tradycją Trzecią.

Nie wystarczy mi naklejka na samochodzie „Friend of Bill W.”

 

Z Pogodą Ducha w sercu – Tomek Alkoholik